"Gazeta Wyborcza" pisze dziś m. in.:
(...)Ze względów etycznych zgody na przeprowadzanie takich zabiegów przez lata odmawiano m.in. w Wielkiej Brytanii i USA. Większość obaw dotyczy ogromnego ryzyka, jakim są obarczone tego typu operacje. Gdyby przeszczep się nie powiódł, stan pacjentki najprawdopodobniej byłby o wiele gorszy niż przed zabiegiem. Jeżeli przeszczep się uda, kobieta będzie musiała do końca życia zażywać duże dawki leków immunosupresyjnych (osłabiających układ odpornościowy, żeby organizm nie odrzucił obcej tkanki). Stosowanie tych środków wiąże się z wieloma skutkami ubocznymi, m.in. zwiększonym ryzykiem rozwoju nowotworów. Czy stojąc przed taką alternatywą, powinno się podejmować leczenie, którego celem nie jest ratowanie życia ale poprawa wyglądu?
Duże wątpliwości budzi pośpiech, w jakim Francuzi przeprowadzili zabieg. Kobieta została zaatakowana przez psa w maju, a już w lipcu trafiła na listę oczekujących na przeszczep. - Nie rozumiem, dlaczego stało się to tak szybko - powiedział "The New York Timesowi" francuski lekarz dr Laurent Lantieri, który zna przypadek owej kobiety i widział zdjęcia odniesionych przez nią obrażeń. - Pacjentka miała ogromne problemy natury psychologicznej. Nie zdecydowałbym się na taki zabieg bez dodatkowych badań i konsultacji z psychologami. Musiałbym mieć pewność, że kobieta w sposób świadomy podejmie decyzję o łykaniu do końca życia leków mających wiele skutków ubocznych.
W przypadku głównego autora pionierskiej operacji, prof. Dubernarda zarzuty o zbytni pośpiech i nietrafny wybór mają pewne uzasadnienie. Zasłynął on w 1998 roku z tego, że jako pierwszy chirurg na świecie przeprowadził udany przeszczep dłoni. Niestety, pacjent okazał się kompletnie nieprzygotowany psychicznie na posiadanie "obcej" ręki. Nie potrafił się do niej przyzwyczaić, nie zażywał leków immunosupresyjnych. Skutek? Trzy lata po zabiegu lekarze musieli mu amputować przeszczepioną dłoń.
Obawy mogą budzić też dalsze plany prof. Dubernarda wobec pacjentki. Chce on przeprowadzić kolejny zabieg, tym razem transplantacji szpiku kostnego. Jego zdaniem zmniejszy to prawdopodobieństwo odrzucenia przeszczepionej twarzy. - Taki dodatkowy eksperyment na tej samej pacjentce byłby nieetyczny - powiedział "NYT" dr Lantieri.
Problem niewątpliwie jest. Osobiście jednak cieszę się, że Francuzi zrobili tę operację. To krok milowy w medycynie.
Żródło: Gazeta Wyborcza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz